Niezaprzeczalnym jest fakt, że miłość bardzo często przychodzi do nas znienacka, nie powinniśmy jednak wszyscy pokładać w tym wiary, a przynajmniej nie siedzieć bezczynnie myśląc, że to nie od nas zależy. Jeśli czujemy taką potrzebę, to i owszem powinniśmy jakoś zaangażować się i pomóc swojemu szczęściu - nie polega to jednak na pewno na szukaniu dziewczyny na siłę - nie wchodzą tutaj w grę rozważanie każdej koleżanki w charakterze partnerki i patrzenie na dziewczyny przez ten właśnie pryzmat, chodzenie wbrew sobie w miejsca, których nie zwykliśmy odwiedzać (dyskoteki, kluby). Oczywiście nie należy tego wykluczać, ale pomagając szczęściu powinniśmy pozostać naturalni, bo nagła zmiana w typa dyskotekowicza i podrywacza z pewnością nie przyniesie zamierzonych rezultatów.
Dozwolone akcje to m.in. niezbyt nachalne powiększanie grona swoich znajomych - oczywiście można to robić na wiele sposobów, powinno to jednak również odbywać się w miarę naturalnie - wystarczy przejść się na jakiś film do kina (w poczekalni przed filmem zawsze można zagaić i wbrew pozorom jest to dość łatwe : P), zapisać na koło zainteresowań do którego zawsze chcieliśmy przynależeć (przy jakimś domu kultury lub nawet w szkole), jeśli wcześniej nie mieliśmy na to czasu, spotykanie się ze znajomymi i często także ze znajomymi znajomych na mieście - ot tak, aby się gdzieś przejść, pogadać, coś zjeść - znajomi znajomych to bardzo często świetny materiał na naszych własnych znajomych (za dużo tego słowa 'znajomi' ; D).
Dobrym byłoby też rozmawianie z obcymi osobami, jeśli dotąd tego nie robiliśmy. Oczywiście w wielu przypadkach może to wydawać się trudne, ale bardzo często ludzie rozmawiają z obcymi sobie osobami częściej lub rzadziej, zależnie od sytuacji. Nie pytajmy dziewczyny na przystanku autobusowym na co czeka, bo to brzmi i wygląda dość nienaturalnie, ale w takim empiku można zapytać dziewczyny oglądającej płytę naszego ulubionego zespołu o jej gusta muzyczne etc.
Nie nastawiajmy się na to, że nowo zawiązana znajomość, nawet świetnie rozwijana musi prowadzić do związku - być może druga osoba ma zupełnie odmienne intencje. Jak już pisałem, nie spoglądajmy na każdą dziewczynę jak na kandydatkę na 'swoją' dziewczynę (mieliście kiedyś tak, że sprawdzaliście, jak by brzmiało imię fajnej koleżanki z naszym nazwiskiem? ok, nie, tylko ja jestem taki dziwny ;D). Strukturę relacji z trzecimi osobami świetnie opisał pewien ksiądz egzorcysta na jednych rekolekcjach, w których brałem udział. Powiedzmy, że mamy 100 znajomych (hipotetycznie, przecież spoglądając na naszą-klasę niektórzy mają ich po 10000). Wśród tych 100 znajomych 50 to sympatie, a drugie 50 to osoby, za którymi szczególnie nie przepadamy. Wśród 50 sympatii może znaleźć się 20 kolegów/koleżanek, wśród których nawet do kilku osób to przyjaciele. Dopiero na tym etapie znajomości można doszukiwać się kogoś, z kim moglibyśmy stworzyć parę - "miłość" powstała z pominięciem kilku z powyższych etapów z pewnością nie jest uczuciem stojącym na solidnym gruncie i zależnie od rozwijania się tej znajomości może się ona udać (rzadko) lub szybko skończyć (raczej to), dlatego do każdej znajomości należy podchodzić stopniowo, a nie wyskakiwać z wyznaniami do drugiej osoby prosto z mostu.