Pamiętam tylko, że było całkiem dużo ludzi - jakaś mniejsza imprezka. Tyle, że na świeżym powietrzu - kto wie, ognisko, grill lub coś w tym stylu. Nie wiem jak Ją poznałem, nie wiem skąd się wzięła - wcześniej Jej nie znałem - ale była zjawiskowa, przepiękna i cały czas rozmawialiśmy, na przekór trwającej zabawie i gwarowi panującemu wśród naszych znajomych. Nie wiem kto to zaproponował, ale oddaliliśmy się we dwoje nieco dalej od reszty - nie jakoś specjalnie daleko, bo jeszcze było słychać przytłumione odgłosy trwającej dyskusji i śmiechów. A my siedzieliśmy na trawie, pod kilkoma drzewami. Było ciepło, słońce świeciło, chociaż chyba chyliło się ku zachodowi. Na tej trawie to ja właściwie leżałem, opierając się głową o rękę, a łokciem tej ręki o ziemię - w taki sposób, aby patrzeć na Jej twarz. I był wtedy taki moment, że po prostu się w Nią zapatrzyłem - nie kontaktowałem ze światem zewnętrznym - co prawda słyszałem tamte przytłumione głosy, słyszałem jak Ona coś do mnie mówi, ale kompletnie to do mnie nie docierało. Była taka piękna i tak ładnie się uśmiechała, po prostu mnie zaczarowała. Patrzyliśmy tak sobie w oczy przez dłuższy czas i sam nie wiem skąd, jak i gdzie - po chwili się całowaliśmy. Namiętnie, romantycznie - na przekór światu, na przekór wszystkiemu...
Właściwie śniło mi się to dość dawno, bo może z miesiąc temu. Ale chyba musiało to być coś, skoro do dzisiaj go pamiętam? (co jest w moim przypadku czymś wyjątkowym, bo zwykle nie śnię, albo nie pamiętam). Właściwie to go nie pamiętam w szczegółach (szczególnie początku i końca : D), ale pamiętam ten środek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz